wtorek, 16 lipca 2013

[SK] Nuda... Nic się nie dzieje...

14 lipca. Niedziela. Leje. Znowu. Po śniadaniu jednak się wypogadza i zaczyna świecić słonko. Po obiedzie "ciocia" prosi nas o zorganizowane zabawy największemu łobuzowi, żeby go trochę zmęczyć. Zaczęliśmy kopać piłkę, ot tak. Z czasem zaczęły się schodzić dzieciaki, potem ci wyrośnięci. W końcu wyszło na to, że gramy mecz. Drużyny po 4 osoby + w jednej łobuziak. Oprócz mnie gra jeszcze jedna dziewczyna, Simona. Ma 16 lat i będzie fryzjerką. 

Początkowo stoję na bramce i trochę się nudzę. Nie lubię tej pozycji za bardzo. W końcu Simona się męczy i chce się ze mną zamienić. Od razu się zgadzam i już mogę pokazać chłopakom co umiem. Wbrew pozorom (150 cm wzrostu ;) potrafię się poruszać na boisku. Wyszło na to, że wbiłam 2 gole + 1 asysta. Zostałam nazwana "tvrdą frajerką", co chyba miało być komplementem. Przez resztę dnia nie robiliśmy absolutnie nic. 

15 lipca. Poniedziałek. Pada. I na dodatek od rana burze. Nic tu nie ma do roboty. To już dwa tygodnie, a jeszcze nie zaczęliśmy pracować. To już mój 16 dzień w Koszycach. Wow! Wielka szkoda, że nie mamy zajęcia, bardzo mi się tutaj podoba. Piszę do mojej "zwierzchniczki" w AISESC z pytaniem, co mamy tu robić. Okazuje się, że dyrektorka nie planuje przydzielić nam żadnych zadań. Mamy po prostu być "w razie czego". Dla mnie to okropna strata czasu. Przez cały dzisiejszy dzień nawet nie widziałam dzieciaków, bo padał deszcz. Dom dziecka nie do końca wywiązuje się z umowy - możemy zostać i nic nie robić, albo zrezygnować i wrócić do domu bez żadnych konsekwencji. Po prostu na papierze wciąż będziemy odbywać praktyki. Po dłuższych przemyśleniach decyduję się zrezygnować - nie rozwijam się tutaj, nawet nie ma z kim pogadać w ciągu dnia. 

Ten tydzień przeznaczam na zwiedzanie, mam już zaplanowane 4 wycieczki. Do piątku włącznie mam czas wypełniony. W sobotę (albo niedzielę) wyjeżdżam, wracam szukać zajęcia w Polsce. Niestety czasem praktyki z AIESEC nie wypalają. A szkoda...

1 komentarz:

  1. Szkoda, że praktyki nie zostały lepiej zorganizowane - ale czy nie mogłabyś z własnej inicjatywy zabrać dzieciaki na jakąś wycieczkę, choćby spacer, albo zorganizować jakieś zabawne lekcje angielskiego lub coś w tym stylu?

    OdpowiedzUsuń